sobota, 19 października 2013

Tajemnica białej Rugii

Rugia. Największa niemiecka wyspa.

Prawie jak w domu

Morze Bałtyckie zwykliśmy traktować jako morze "nasze" - swojskie, polskie, znajome. Pytając rodaków o jego walory krajobrazowe często usłyszymy w odpowiedzi, że jest ono po prostu najlepsze, najpiękniejsze. Wśród respondentów znajdzie się też pewna grupa, która stwierdzi, że to jakaś fatalna pomyłka, a oni sami powierzają swoje wotum zaufania wybrzeżom południowym. Jakby nie było - każdy z nich polskie wybrzeże Bałtyku odwiedził choć raz i doskonale wie, że może się tam poczuć swobodnie i bezpiecznie. "Nasze" morze ma jednak pewien mankament - nie do końca jest nasze. Jego wody zaznaczają nie tylko brzegi Polski, ale również Finlandii, Szwecji, Łotwy czy Niemiec. Do tego ostatniego kraju Polacy najczęściej z różnych względów nie żywią sympatii. Być może chodzi o krwawą historię, nieprzyjemny dla ucha język, zazdrość. W danych okolicznościach nawet tamtejsze morze wydaje się jakieś bardziej wrogie, pomimo tego, że to nadal fragment Bałtyku. Stopy nie zapadają się tu w złocistym piasku, a jedynie ocierają o kamienie. Za plecami czyhają białe ściany skalne, które z patosem strzegą interioru kraju niemieckiego. Ponad nimi - armia szumiących buków. W takiej scenerii w naszych sercach mimowolnie generuje się uczucie wyalienowania. Czy jednak doświadczając tejże obcości będziemy skorzy docenić inne oblicze piękna Bałtyku? Przekonajmy się o tym biorąc pod lupę Rugię - największą wyspę Niemiec.
Zaledwie 150 km za granicą polsko-niemiecką Bałtyk przybiera całkiem inne twarze

Powrót do przeszłości

Malownicze obrazki rodem z wakacyjnych pocztówek owiane są wielowiekową historią. Zapis dziejów nie tylko rozpoczął się 80 milionów lat temu, ale i przebiegał bardzo niejednostajnie, obfitując w pewne etapy szybszego i wolniejszego tempa rozwoju. 
Nakreślenie dokładnego punktu w czasie, który odpowiadał by inicjacji wyspowych wydarzeń jest bardzo trudne, gdyż początek ma raczej charakter ciągły. Mając ten fakt na uwadze geolodzy wskazali okres mezozoicznej kredy. Największe znaczenie w zaczątkowym rozwoju Rugii miał panujący wówczas klimat - był bardzo ciepły i wilgotny. Gorąca aura nie pozwalała wodzie zamarzać - nawet ziemskie bieguny nie miały żadnych szans na okrycie się lodową czapą. Cały ładunek wodny globu pozostawał więc w stanie ciekłym lub gazowym, a to z kolei miało bezpośredni wpływ na poziom oceanu światowego. Gdyby dziś roztopić wszystkie lodowce na Ziemi osiągnęli byśmy dokładnie ten sam efekt - wody oceaniczne podniosły by się o 200 metrów! W geografii zjawisko takie nazywane jest transgresją morza, gdyż słona ciecz wdziera się w niższe partie lądów zalewając je. Błękitna planeta w okresie kredy zdawała się być więc bardziej błękitna niż zazwyczaj.
Łudzące podobieństwo wybrzeża Rugii do adriatyckich brzegów Chorwacji
Na rozległych obszarach morskich kwitnęło życie. Szczególnym znaczeniem dla Rugii obarcza się takie stworzenia jak koralowce, małże, rozgwiazdy, plankton oraz algi. Choć gatunki te mają niewielkie rozmiary to drzemie w nich ogromna siła. Jej źródło znajduje się w szkieletach lub pancerzykach żyjątek, które zbudowane są głównie z krzemu i wapnia. Kiedy życie morskich mieszkańców dobiegało końca ich szczątki opadały na dno, kumulując się. Proces trwał przez wiele milionów lat i zakończył się wytworzeniem ogromnych pokładów skał wapiennych z krzemionkowymi konkrecjami.
3 odmiany skamieniałych koralowców
Na przestrzeni kilkudziesięciu milionów lat globalny klimat uległ decydującym zmianom. Po kulminacji gorąca w okresie kredy nadeszła pora na szczyty zimna w epoce plejstocenu, czyli 78 milionów lat później. Oczywiście, pod pojęciem zmian należy rozumieć stopniowe przeistaczanie się warunków klimatycznych, nie ich nagłą transformację. Wskutek subtelnych podrygów temperaturowych obudziły się fizyczne procesy przemian fazowych wody. Gdy ciepłota powietrza spadła na biegunach poniżej 0°C woda zaczęła zamarzać. W miarę jak powietrze ochładzało się, tym więcej lodu pojawiało się na kontynentach. Proces postępował z roku na rok pochłaniając coraz więcej cieczy i rozprzestrzeniając się na coraz większe odległości. Północny lądolód w periodzie swojego maksymalnego zasięgu dotknął strefy środkowej Europy. A co tymczasem działo się z poziomem wód oceanu światowego? Analogicznie do opisanej już wyżej sytuacji zostały one  poddane regresji morskiej - wycofywały się z zalanych niegdyś obszarów. Krótko po tym zdarzeniu na odsłonięte wapienne skały Rugii najechały ogromne masy zbrylonego śniegu. Wapień nie mógł opierać się w żaden sposób intensywnemu rzeźbieniu przez lód, gdyż jest on bardzo podatny na takie działania. Dodajmy do tego trzykrotne (!) nasunięcie się lodowatej bryły na powierzchnię wyspy i... cud natury gotowy. 
Spojrzenie w dół klifu zapiera dech w piersiach
Lądolody czy lodowce mają to do siebie, że są nie tylko niszczycielami wszystkiego na swojej drodze, ale też pełnią funkcję medium transportującego. Rzec można, że to takie przyrodnicze Janosiki - zabierają materiał z miejsc, w których jest go za dużo (według nich), by zostawić w miejscach, gdzie jest go niedostatek. Lądolodowymi prezentami bardzo hojnie obdarowana została Rugia. Na wyspie pamiątką po plejstocenie są wzgórza morenowe zbudowane z dość drobnego osadu oraz wielkie bazaltowe głazy narzutowe przywleczone ze Skandynawii. Największy z nich ma objętość 600m3 i waży 1626 ton! Być może dopiero ten fakt odzwierciedli niedowiarkom potęgę zamrożonej wody.
Klify piętrzące się dumnie nad taflą wody. Niebawem i one obrócą się w kamienie.

Współcześni rzeźbiarze

Przy obecnej sytuacji klimatycznej bardzo trudno o lądolody, bez względu na to czy będziemy zmagać się w przyszłości z globalnym ociepleniem czy ochłodzeniem. Temperatura przez długi jeszcze czas będzie za wysoka, by w strefie umiarkowanej mogło dojść do zlodowaceń. Przyroda podeszła do zagadnienia w inny sposób - jeśli nie może oddziaływać na Rugię stan stały, to może stan ciekły wody? I to na dodatek słonej? Bingo!
Na niemieckiej wyspie mamy do czynienia z wybrzeżem klifowym. Mechanizm jego kształtowania jest banalnie prosty do wytłumaczenia. W tym systemie to woda otrzymuje miano rzeźbiarki, a jej dłutem są fale morskie. W okolicach brzegu pewne siły dźwigają cząsteczki słonej wody na krytyczny poziom i z impetem rozbijają je na białej kredowej ścianie. To samo powtórzy się za 5 minut, następnego dnia, za miesiąc itd. Każda jedna fala pozostawia po sobie ślad w postaci pogłębiającej się wnęki u podstawy wapienia. Rozpoczyna się spór pomiędzy siłą ciążenia a siłą trzymającą urwisko na swoim miejscu. Kiedy ta pierwsza wygra - ogromny fragment skał spada w wodę. Jednocześnie rozpoczyna się drugi etap w tworzeniu wybrzeża klifowego Rugii. I o ile w pierwszym z nich czasami wymagany jest wysoki poziom wody i bardzo silny wiatr (ze względu na pewną odległość morza od ściany) to w drugim wystarczą zwykłe, codzienne fale. Za ich pomocą oderwany blok wapienia rozdrabniany jest na coraz mniejsze okruchy. Wykreowane drobne kamienie akumulowane są następnie przy klifie, tworząc plażę kamienistą.
Na teraźniejsze dzieje wybrzeża działają nie tylko czynniki przyrodnicze, ale jak się okazuje również antropogeniczne. W połowie XIX wieku wapień stał się bardzo pożądanym materiałem, który z powodzeniem poddawano eksploatacji. Wyżłobione w skale na ten cel kopalnie odkrywkowe długo jeszcze będą szpecić krajobraz wyspy.
Kamienista plaża usypana u stóp urwiska

Muza Friedricha

Urok kredowej wyspy został dostrzeżony w XVIII wieku przez wybitnego niemieckiego malarza - Caspara Davida Friedricha. Zapewne uległ on słowom wielkiego przyrodnika i geografa - Wilhelma von Humboldta, który podsumował ten zakątek krótkim zdaniem: "Trudno byłoby znaleźć widok prostszy i szlachetniejszy". Cieszący się wielką sławą i reputacją Humboldt nigdy nie rzucał słów na wiatr. Zafascynowany malarz, jako jeden z wielu przybywających w te rejony, podjął się trudu przeniesienia bałtyckiego pejzażu na płótno. Wielu odbiorców tego arcydzieła sądziło, że przedstawił on klif Wissower Klinken. Jak się jednak okazało artysta namalował inny klif, znajdujący się w pobliżu najsłynniejszego urwiska Parku Narodowego Jasmund, którego nazwano Królewskim Tronem. Miejsce jest bardzo chętnie odwiedzane. Szacuje się, że około 300-400 tyś turystów każdego roku przybywa tutaj, by wdrapać się wąskimi schodami na platformę widokową umieszczoną na wysokości 118 metrów nad poziomem morza. Z podwyższenia wszyscy ciekawscy mogą swobodnie odkrywać tajemnice białej Rugii, słuchając szumu rozbijanych o nią fal. 
Klif Wissower Klinken
"Skały kredowe na Rugii" Caspara Davida Friedricha

Ciekawostka

  • W Polsce największym głazem narzutowym jest Trygław, którego plejstoceński lądolód pozostawił w Tychowie (woj. zachodniopomorskie). Posadowiony jest on na tutejszym cmentarzu, waży 2000 ton i zajmuje 700m3 objętości. 
Królewski Tron
Trygław - polski głaz narzutowy, największy jaki przyniósł do nas lądolód

Brak komentarzy: