niedziela, 6 października 2013

Z wizytą u australijskich Aborygenów

Położenie Parku Narodowego Kakadu

Australia welcome to!

20-godzinny lot dobiega końca. Czujemy się wyczerpani, choć gdzieś wewnątrz tli się iskierka radości zmieszana z płomienną kroplą fascynacji. Jesteśmy w końcu na kontynencie, w obrębie którego więcej jest wody morskiej niż suchego lądu. Przez szybkę malutkiego okienka widzimy jak spośród błękitnych fal oceanu wyłania się wyspa. Z narastającym podnieceniem oczekujemy nieznanego. Co ludzi tak na prawdę przyciąga na antypody? Odległość? Egzotyka? Chęć przeżycia niezapomnianej przygody? Rzec można: wszystko. To, co dzieje się po drugiej stronie kuli ziemskiej to dla nas wielka zagadka. Jak bardzo inni są tamci ludzie? Jak wygląda ich życie? Co jedzą? W co się ubierają? Czy chodzą do góry nogami? Rozmyślenia przerywa znajome szarpnięcie i jedziemy już po platformie lotniska w miejscowości Darwin. Zaledwie 15 minut później przez rozsuwające się drzwi lotniska bucha w nas struga upalnego, niesamowicie wilgotnego powietrza. To zapach początku naszej australijskiej historii.
Symbole Australii : nieskazitelne wybrzeża oraz kangur w czasie przerwy :)

"Ci, którzy byli tu od początku"

Po około 120 km jazdy samochodem na wschód od Darwin docieramy do Parku Narodowego o bardzo wdzięcznej nazwie - Kakadu. Już na wejściu zdajemy sobie sprawę, że większość pytań zadanych w samolocie będzie miała zaskakujące odpowiedzi. Teren o wielkości 20 000 km2 jest własnością Aborygenów - rdzennych mieszkańców Australii, którzy przybyli na wyspę z południowo-wschodniej Azji. Nie chodzą oni co prawda do góry nogami, ale mimo to znacząco różnią się od Europejczyków.
Ze względów klimatycznych Aborygeni mają bardzo ciemną karnację oraz kręcone, czarne włosy. Charakterystycznymi cechami są także wydłużone głowy, szerokie nosy czy masywne zęby. Mieszkańcy Parku są nacją dość prymitywną, ponieważ z uporem maniaka kontynuują zwyczaje przodków. Co jakiś czas odbywają się zgromadzenia plemienne, które opierają się na opowieściach o przeszłości wyspy przekazywanych tańcem, muzyką oraz śpiewem. Melodia tworzona jest za pomocą tzw didgeridoo, czyli drewnianego fletu o sporych rozmiarach. Metoda jego wytwarzania jest łatwiejsza niż się wydaje, bowiem w zjedzonej przez termity gałęzi drzewa drąży się otwór, który zwiększa się proporcjonalnie do średnicy drewna. Instrumenty tworzono od dobrych kilkudziesięciu tysięcy lat, co świadczy o wieloletniej tradycji aborygeńskiej. 
Huk historycznych przesłanek odbił się echem po całym świecie, a jak dobrze wiemy "gdzie geograf nie może tam archeologa pośle" (lub jakoś tak...). Park Narodowy Kakadu jest archeologiczną kopalnią skarbów. Na jego terenie utworzono aż 7000 stanowisk badawczych. Dzięki temu przedsięwzięciu przeanalizowano wewnętrzne ściany jaskiń oraz skał, które pokryte są najprostszymi rysunkami. Badania nad naskalnymi malunkami dowiodły, że  pochodzą one sprzed 20 000 lat, a niektóre otrzymują nawet miano najstarszych na świecie! Co Aborygeni mogli rysować? To, co widzieli lub to, co mogli sobie wyobrazić. Najczęściej na skałach zobaczymy więc krokodyle, wilki oraz fantazyjne istoty z mitologii, natomiast niektóre ryty potraktowane zostały w sposób rentgenowski, co oznacza, że u przedstawionej postaci widoczny jest szkielet. 
Aborygen
Naskalna twórczość Aborygenów
Gra na didgeridoo

A jednak na odwrót...

Wyruszając na antypody trzeba liczyć się z drastyczną zmianą klimatu. W Australii występuje kilka ich typów, które zmieniają się w zależności od szerokości geograficznej. Na obszarze, na którym znajduje się opisywany Park Narodowy króluje klimat podrównikowy wilgotny. W okresie od stycznia do kwietnia natkniemy się na kilkukrotnie występujące w ciągu dnia ulewne deszcze i burze. Temperatura wówczas osiąga średnio 33°C. Dla nas nie jest to co prawda najlepszy okres na odwiedziny u Aborygenów, aczkolwiek sam Park staje się bardzo osobliwy. Od dostatku wody opadowej cała roślinność zaczyna się zielenić, a zwierzęta wychodzą ze swoich kryjówek. Biolodzy mogą czuć się zaproszeni.
Gdy nastaje kwiecień niebo stopniowo rozchmurza się, a temperatura spada do 24 kresek. Z nawilgoconej powierzchni woda zaczyna odparowywać, a krajobraz zmienia się nie do poznania. Z przepełnionych wodą koryt rzecznych zostaje jedynie słodkowodne błoto, które umożliwia wielu gatunkom zwierząt przeżycie niesprzyjającej aury. Od października wilgotność ponownie wzrasta, by od grudnia północny region Australii wszedł pod panowanie monsunów.
Zielone oblicze Parku Narodowego Kakadu
Ziemia płata nam figle. O ile na południowej półkuli wszystko jest na swoim miejscu, to klimat zdecydowanie nie podlega tej regule. Dlaczego tak się dzieje? Przyczyna jest bardzo prosta. W ciągu roku promienie słoneczne padają prostopadle do powierzchni Ziemi w różnych miejscach: 2 razy na równiku (21.03, 23.09), raz na zwrotniku Raka (22.06) i raz na zwrotniku Koziorożca (22.12). Zauważmy, że gdy w Polsce jest lato w Australii robi się chłodniej. Słońce znajduje się wtedy na zwrotniku Raka, a więc otrzymujemy więcej promieni słonecznych niż południe naszej planety. Kolejne dni mijają, a Słońce zaczyna pozornie przemieszczać się w kierunku równika. W kalendarzu mamy datę 23.09 - u nas spadają liście z drzew, a w Australii rośliny budzą się do życia. Zaledwie 3 miesiące później u nas pada śnieg, a u Australijczyków deszcz. Ale zaraz, zaraz, czy przypadkiem nie miało być tam lata? Przecież Słońce góruje właśnie nad zwrotnikiem Koziorożca... Owszem, występuje tam "lato" ale pod postacią pory deszczowej. Wzmożona ilość docierających do powierzchni Ziemi promieni słonecznych uruchamia proces parowania z ogromnych obszarów wodnych. Powietrze z zawieszonymi drobinkami wody wznosi się do góry, ponieważ jest cieplejsze, a więc i lżejsze. Na odpowiedniej wysokości z przetransportowanych drobinek tworzą się chmury, które chwilę później dają intensywny opad. Kiedy zza obłoków znów wyjrzy Słońce, proces powtórzy się. Ta przyrodnicza zabawa w ciuciubabkę trwa dopóki promienie słoneczne nie zmniejszą wystarczająco swojego kąta padania i jednocześnie nie zniwelują tempa parowania.
Jeden z powodów, dla których północny region musi być chroniony

Klejnot geomorfologów

Podczas pory deszczowej prawdziwy dramat dotyka północno-zachodnią część Parku Narodowego Kakadu. Powodem jest nizinne ukształtowanie powierzchni ziemi, które ciągnie się od brzegu oceanicznej zatoki po skalną ścianę w części południowo-wschodniej. W miesiącach zimowych nizina najczęściej przypomina wielką kałużę, która zalewa zbudowane na niej drogi uniemożliwiając lub znacznie utrudniając zwiedzanie.
Obniżenie jest kontrastem dla nagle zamykającego je progu skalnego wznoszącego się na maksymalną wysokość 350 metrów. Jest on początkiem Płaskowyżu Ziemi Arnhem. Utwór powstał miliony lat temu na prekambryjskich skałach krystalicznych, które pamiętają formowanie się Błękitnej Planety. Na podstawie badań mających na celu odtworzenie genezy formy przypuszcza się, że na płaskie, pradawne podłoże nawiewany był piasek w pewnych odstępach czasowych, który raz po raz cementował się. Przed sobą widzimy więc mocno zmetamorfizowany piaskowiec, który przyozdobiony jest niezliczonymi, poziomymi warstwami leżącymi jedna na drugiej. Ku naszej uciesze nie jest to jedyna dekoracja australijskiego płaskowyżu. Jak już wspominałam w jednym z poprzednich wpisów, wszystko co wystaje ponad powierzchnię ziemi poddawane jest procesowi erozji. Piaskowiec jest skałą podatną na tego typu działania do tego stopnia, że dzisiaj możemy zaobserwować skalne ostańce. Są one efektem nierównomiernej odporności utworu na próby jego kształtowania przez naturę. W niektórych miejscach erozja miękkiej skały była tak intensywna, że dotknęła starego podłoża. Wnikanie wody w prekambryjską strukturę skutkowało narodzinami w niej wielu jaskiń czy też nawisów skalnych.
W tym miejscu poziom zdobytych informacji na temat Parku Narodowego Kakadu pozwala na wyciągnięcie prostego wniosku: to przede wszystkim nieugięta siła przyrody umożliwiła Aborygenom stworzenie ich niezwykłego świata opisanego na skałach.
Masywny płaskowyż na ziemi australijskiej nie ma sobie równych

Ciekawostki


  • Niedaleko miejscowości Darwin działacze pewnej organizacji mającej na celu ochronę australijskiego środowiska przez tropienie jadowitych ropuch schwytali płaza. Nie byłoby w tym nic fascynującego, gdyby nie fakt, że kumkający skoczek miał rozmiary piłki do footballu.
  • Ze względu na niesprzyjające warunki życia dla człowieka w Australii jest 2 razy więcej kangurów niż samych mieszkańców.
Woda jako czynnik kształtujący przyszłe dzieje piaskowca

Brak komentarzy: